Przez ostatnich kilka lat nie miałem kazji się poruszać, a jak nawet okazja się pojawiała to chęci i energii akurat nie było w domu. Dobrze mi się żyło z leserstwem, nie będą kłamał, po drodze nam razem, nic mnie bardziej nie relaksowało niż kilkanaście godzin przed monitorem.
Epifania spłynęła wraz z końcem lata, kiedy z przyjaciółmi wybrałem się na kajaki. Bez chęci wyplątywałem się z pieleszy, ale mieliśmy spływać w dół rzeki, więc wydawało mi się, że niewiele będzie się ta aktywność różnić od siedzenia na kanapie i oglądaniu National Geografic, tyle że tym razem kanapa miała się kołysać na falach rzeki Wel, a zamiast National Geografic miałem oglądać bystrza i mostki. To co mnie zaskoczyło to fakt, że nawet ta odrobina ruchu i świeżego powietrza podziałała regenerująco na organizm przywykły do całkowitego bezruchu.
Okazuje się, że bezczynność wcale nie służy lenistwu. Może zabrzmi to, jak próba wytłumaczenia postawy anty-wypoczynkowej, występku przeciw ideałom Leniwca, ale fakty są takie, że prawdziwy leń to taki, który w lenistwie czuje się dobrze i któremu lenistwu daje relaks i zadowolenie. Nie namawiam tu do rewolucji, absolutnie nie chcę namawiać do gry w piłkę, albo co gorsza - joggingu. Zwracam tylko uwagę, że siedzenie przed telewizorem albo monitorem po kilkanaście godzin dziennie, to nie to lenistwo, o które walczymy. Nie te niebieskie migdały, o które walczyli nasi dziadowie i pradziadowie, nie błogie zbijanie bąków na kanapie, nie jest drzemka i zdecydowanie nie piknik na kraciastym kocu, gdy w górze świeci słońce a w tyłek gryzie oset. O ile przyjemniej lenić się na powietrzu, niż przed monitorem. Snuć myśli w lekkiej bryzie a nie w zatęchłym szlafroku angażować mózg w ciągły pościg za kolejnym memem z kwejka. To dopiero męcząca robota.
Dlatego przestrzegam przed czynnościami udającymi lenistwo. Tych wszystkich partyzantów walczących o aktywność: telewizję i internet. To one zabierają nam cenny czas, który możnaby przeznaczyć na leżenie i wypoczywanie, niszczą wzrok, prąd marnują i są odpowiedzialne za psychozy i nerwice o czym jestem przekonany święcie odkąd widziałem fragment You Can Dance.
Bezczynność pozornie połączona z aktywnością to najwyższy stopień
wtajemniczenia zen-nieroba. Kajaki są tu wspaniałe. Owszem można
pomachać sobie wiosłem, jak ktoś ma ochotę. Ale jak nie ma, może
dryfować z piwem w ręku, obijając się o szuwary, pogrążony w błogim
stuporze. Myślę, że inne sporty wskazane dla leniuchów to: gry
planszowe, statki, a dla wyczynowców: spacery. W zimie natomiast zostaje tylko zawinięcie się w kołdrę i udawanie nieżywego. A nuż człowiek prześpi to wszystko i obudzi się na majówkę.
Leniwiec
Portal leniwej strony twojej natury.
czwartek, 29 listopada 2012
poniedziałek, 26 listopada 2012
Dzień dobry Leniwcu
Pomysł na pisanie tego bloga zrodził się po lekturze książki "How to be Idle" Toma Hodgkinsona, która zachęca do zwolnienia tempa życia, nabrania dystansu i rozkoszowania się zwyczajnym w świecie nicnierobieniem, zakrapianym odrobiną twórczej myśli. Książka przewrotnie inspirująca książka, bo inspiruje do tego, żeby nie robić nic, a przynajmniej robić mniej, wolniej i ogólnie rzecz biorąc ograniczyć się do niezbędnego minimum robienia czegokolwiek.
Tom jest w tym manifeście odrobinę niekonsekwentny, bo w końcu zamiast wypoczywać w tak gloryfikowanej przez siebie pozycji horyzontalnej, musiał jednak usiąść i książkę napisać. Pod tym względem jestem o krok przed mistrzem, ponieważ ja żadnej książki nie napisałem i jeżeli wytrwam w swojej konsekwencji to nie napiszę. Książek zresztą jest aż za dużo, co negatywnie wpływa na lasy i środowisko naturalne, sieć transportową i księgarnie, które cały czas potrzebują większej ilości półek i lepszej wykładziny.
Ponieważ nie chcę nikogo zanudzać kończę ten siermiężny pierwszy wpis. Będziemy to już mieli za sobą. Zresztą muszę się wyciągnąć. Chciałem tylko zaznaczyć, że taki blog powstał, będzie się na nim pojawiało bardzo mało materiałów, w większości pewnie dość głupich, lakonicznych i nikomu do niczego nie potrzebnych. Wydaje mi się, że jest taka luka na rynku, że nikt już nic zupełnie głupiego nie pisze. Są owszem dość głupkowate blogi, portale lekko kretyńskie albo serwisy jawnie debilne. Tak, tego nie brakuje, jednak wszystkie one mają tę podstawową wadę, że publikują często i dużo. Skłaniają do pędu, bycia up-to-date, oglądania reklam kremów i opiekaczy, budząc często zupełnie zbędne pragnienie czynu i aktywności. Zbyt duża aktywność oznacza ruchliwość, a to z kolei podwyższenie temperatury ciała, w konsekwencji prowadzącej do przyspieszonego oddechu, czyli jakby nie było zwiększenia emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Postawa poczciwego leniwca za to, wręcz przeciwnie, wypełniona jest duchem ekologicznego humanizmu, którego w dzisiejszym świecie mamy, jak sądzę, deficyt.
Z drugiej strony wiszą w sieci opiniotwórcze magazyny i portale, jak rzeczpospolita, gazeta, pudelek i lansik. Te niestety dalekie są od ideałów tego bloga, czyli relaksu, uwielbienia kreatywnego lenistwa, pochwały abnegacji i dystansu. Niniejszym otwieram Leniwca. Strzelam wirtualnym konfetti i odkorkowuję cyfrową lampkę szampana i udaję się na chwilową drzemkę. Sto lat, sto lat, niech nam żyje. Zapraszam do życia według Leniwca. Duchowy renesans proponuję zacząć od dużego cappuccino z łyżką brązowego cukru. Można też zerknąć za okno.
Tom jest w tym manifeście odrobinę niekonsekwentny, bo w końcu zamiast wypoczywać w tak gloryfikowanej przez siebie pozycji horyzontalnej, musiał jednak usiąść i książkę napisać. Pod tym względem jestem o krok przed mistrzem, ponieważ ja żadnej książki nie napisałem i jeżeli wytrwam w swojej konsekwencji to nie napiszę. Książek zresztą jest aż za dużo, co negatywnie wpływa na lasy i środowisko naturalne, sieć transportową i księgarnie, które cały czas potrzebują większej ilości półek i lepszej wykładziny.
Ponieważ nie chcę nikogo zanudzać kończę ten siermiężny pierwszy wpis. Będziemy to już mieli za sobą. Zresztą muszę się wyciągnąć. Chciałem tylko zaznaczyć, że taki blog powstał, będzie się na nim pojawiało bardzo mało materiałów, w większości pewnie dość głupich, lakonicznych i nikomu do niczego nie potrzebnych. Wydaje mi się, że jest taka luka na rynku, że nikt już nic zupełnie głupiego nie pisze. Są owszem dość głupkowate blogi, portale lekko kretyńskie albo serwisy jawnie debilne. Tak, tego nie brakuje, jednak wszystkie one mają tę podstawową wadę, że publikują często i dużo. Skłaniają do pędu, bycia up-to-date, oglądania reklam kremów i opiekaczy, budząc często zupełnie zbędne pragnienie czynu i aktywności. Zbyt duża aktywność oznacza ruchliwość, a to z kolei podwyższenie temperatury ciała, w konsekwencji prowadzącej do przyspieszonego oddechu, czyli jakby nie było zwiększenia emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Postawa poczciwego leniwca za to, wręcz przeciwnie, wypełniona jest duchem ekologicznego humanizmu, którego w dzisiejszym świecie mamy, jak sądzę, deficyt.
Z drugiej strony wiszą w sieci opiniotwórcze magazyny i portale, jak rzeczpospolita, gazeta, pudelek i lansik. Te niestety dalekie są od ideałów tego bloga, czyli relaksu, uwielbienia kreatywnego lenistwa, pochwały abnegacji i dystansu. Niniejszym otwieram Leniwca. Strzelam wirtualnym konfetti i odkorkowuję cyfrową lampkę szampana i udaję się na chwilową drzemkę. Sto lat, sto lat, niech nam żyje. Zapraszam do życia według Leniwca. Duchowy renesans proponuję zacząć od dużego cappuccino z łyżką brązowego cukru. Można też zerknąć za okno.
Subskrybuj:
Posty (Atom)